Komentarze: 2
tak piszę te notki bez sensu...ta też taka jest...ale chciałam sobie coś napisać...bo troszkę mi smutno...dawno nie oglądałam edwarda....muszę to zmienić...a właśnie! teraz słucham sobie dannego elfman'a (the ice dance) i tak się dobijam....zastanawiałam się nad moim marzeniem....ja nigdy nie miałam marzeń...nigdy...wszystko było zawsze dostępne...nawet jeżeli nie w tym roku to w następnym...ale teraz mam prawdziwe marzenie,takie które się nigdy nie spełni...nigdy....chciała bym zagrać Kim Boggs :) tak,to ta laska,w której zakochał się edward...a jeżeli tak zastanowic się głębiej nad postacią edwarda...to? to gdyby był naprawdę to żył by wiecznie....w końcu był cyborgiem...one nigdy nie umierają...tak bardzo dziękuję Timowi Burtonowi,że miał wizję kiedy był mały,że jest troszkę szalony,bo chyba żaden reżyser nie potrafił by wymyślić edwarda...żaden....